Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

ły powstać ze stołka, tak go doń zdumienie przykuło. Tymczasem starszy synek, spoufalony z nim bardziéj, pobiegł ku niemu, rzucił się na szyję i począł wołać, śmiejąc się:
— Tata! tata kochany!
Wilczek przyciskał go do siebie i płakał.
Zbliżyła się powoli żona, spojrzał na nią z trwogą i wstydem, nie wiedząc jak miał ją powitać.
— Przyprowadziłam dzieci... odezwała się pocichu.
O sobie mówić nie śmiała — wiedząc, że pożądaną być nie mogła. Wejrzała na niego i oczy ich poraz pierwszy od lat wielu spotkały się z sobą. Litość wstąpiła w serce Jagnieszki, tak nieszczęśliwym się jéj zdał i zmienionym; żal i skrucha zbudziły się w piersi Wilczka, tak się czuł miłosierdzia niegodnym.
— Bóg zapłać, odezwał się głosem zniżonym, w którym dawnéj buty nie było — Bóg zapłać; wielka to dla mnie pociecha.
— Miałbyś ją daleko wcześniéj, dodała Chorążyna, ale na moje usilne prośby dotąd odmawiano. Starałam się ciągle napróżno.
— Starałaś się?? zapytał zdziwiony więzień.
— Starałam jak tylko mogłam.
Zamilkli, dzieci szczebiotały coraz głośniéj.