Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/202

Ta strona została uwierzytelniona.

spy ogromne śniegu wyminąć się nie dawały, dwaj nieznajomi sobie zapaśnicy tak się rozżarli, że się do rusznic w saniach leżących porwali, a pan sędzia wypaliwszy, przeciwnika ubił na miejscu.
Proces o to ciągnął się długo, a skończył ugodą z rodziną i odsiedzianą wieżą w wesołéj kompanii.
Rodzina uboga Otwinowskiego, krewni dalecy (gdyż bliższych nie miał i dlatego był na wychowaniu i łasce u pani Wojskiéj), rada była skorzystać z wypadku, pożywić się, wziąć okup za krew, i czekała tylko aby z nią traktowano.
Sama pani Wojska, dla któréj mieli poszanowanie, zagaiła o to układy, — Baranowski tymczasem zabiegał, aby sprawiedliwość rozbroić; chodził po sędziach, stawił im mnogie przykłady spraw podobnych ukończonych wieżą, rekollekcyami i nawiązkami.
Tymczasem Chorążyna uzyskawszy już pozwolenie widywania męża, codzień prawie dzieci mu przyprowadzała.
Od pierwszego spotkania z nią, dawny ton Wilczka, który do żony inaczéj jak ze wzgardą i szyderstwem nie przemawiał, zmienił się, jak widzieliśmy, zupełnie. Nie śmiał się zbliżać do niéj, ani przemówić czuléj, ale w głosie, postawie, w oszczędnych i dobieranych wyrazach,