Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/204

Ta strona została uwierzytelniona.

Długo tak gotował się na śmierć, lecz gdy potem nadzieja łaskawszego dekretu i życia zawitała, gdy Pętlakowski przyszedł pierwszy mu zwiastować, iż prawie pewnym był że się skończy na wieży i grzywnach, a żona to potwierdziła, stary Wilczek wnet się ze skóry skruszonego grzesznika wydobył.
— Niechajże Zawistowski z towarzyszami Pana Boga proszą aby mi łeb ucięto! zawołał z dawnym impetem, bo jeśli ja żyw wyjdę z téj sprawy, oj! skóra będzie w robocie... Tak mi Boże dopomóż! Ostrożności mnie nauczono, strzelać nie będę, ale bizuna zza cholewy nie puszczę i przy pierwszém spotkaniu co się rzekło, to się dotrzyma.
Gdy to potem przy żonie powtórzył, spojrzała nań wyraziście, nie mówiąc nic — zmieszał się i poprawił:
— Nie bójcie się, awantury nie zrobię, uchowaj Boże, ale wypłacę długi jak należy.
Chorążyna spojrzała jeszcze, Wilczek potarł głowę.
— Zresztą, dodał ciszéj — co tam ryby łapać przed niewodem... Kto tam wie co będzie? Jeszcze się jednéj biedy nie wydychało. Bóg z niemi. Lepiéj o tém i nie gadać.
Pani Wojska, chociaż milczała o tém i trzymała w tajemnicy, przewidując jakie tu mogą