Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/208

Ta strona została uwierzytelniona.

czytano dekret, Baranowski jéj o tém przyszedł oznajmić, — pierwsza pobiegła do więzienia.
Chciała sama oznajmić o tém mężowi, który od dwóch dni między trwogą a nadzieją, nie śpiąc i nie jedząc, po izbie chodził, naprzemiany modląc się i bijąc z myślami.
Pętlakowski, ażeby podnieść cenę własnych starań, nie omieszkiwał mu donosić o tém co partya Zawistowskiego dokazywała, jak sędziów starano się zastraszyć, jak na nich naciskano, nie dając im pokoju. Wilczek więc do ostatniego momentu nie był pewien życia.
Gdy się drzwi otworzyły i żonę swą samę, bez dzieci, zobaczył w progu, z twarzą dziwnie zmienioną, z oczyma rozjaśnionemi, zadyszaną od szybkiego pochodu, tak że mówić nie mogła — Chorąży stanął niepewien co się stało — nie śmiejąc czytać z niéj co mu przynosiła — życie czy śmierć. Krótka chwila milczenia wydała się jak wiek długą.
Wtem Wilczkowa ręce rozpostarła i na szyję mu się rzuciła, wołając:
— Bóg łaskaw!!
Chorąży jeszcze uszom nie wierzył; stał osłupiały, chwycił jéj ręce, całował, potem pochylił się nagle, padł do nóg żonie i począł je ściskać upokorzony.