Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/209

Ta strona została uwierzytelniona.

— Aniołem jesteś, kobieto ty moja! a ja byłem dla ciebie katem, anim wart mieć taką żonę. Samego siebie się wstydam i biję w piersi jako grzesznik wielki. Daruj ty mi, przebacz, królowo moja złota! Jeżeli cię słowem w życiu kiedykolwiek obrażę — niechaj głowę dam, bo nie wart będę żyć!
Chorążyna z ziemi go podnieść musiała. Pierwszy uścisk serdeczny połączył tę parę zwaśnioną, którą nieszczęście dopiero wspólnym bólem związało na wieki.
Wilczek nie mniéj czuł się szczęśliwym z odzyskanéj żony, jak z ocalonego życia.
— Dobrodziejko moja, klejnocie najszacowniejszy — wołał drżący, bądź teraz moją opiekunką i stróżem, pilnuj, ostrzegaj, abym nie popadł w dawne grzechy. Na ciebie się zdaję, w ręce twe oddaję wolę moję.
Domawiał tych słów, gdy gromada dawnych przyjaciół i znajomych, z Baranowskim na czele, wtoczyła się do więzienia z powinszowaniami, wołając: — Vivat Chorąży! Vivat!!
Jéjmość ustąpiła na chwilę, a Wilczek humor odzyskał. Zaczęto gwarno opowiadać o intrygach nieprzyjaciół, i z ust Chorążego znowu się wyrwała pogróżka. Ale wtém spojrzał na żonę i na dany znak z uśmiechem, otrząsł się zaraz.