Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

— Idź asińdźka zkądeś przyszła — odezwał się, tu ludzie podpatrzą, posłyszą i na nią a na mnie wygadywać będą. Chcesz czego odemnie, powiedz gdzie mam szukać, przyjdę sam, dam co mogę, bylem spokojnym był i wstydu nie miał.
Nie rychło jednak, i to z kłopotem niemałym, potrafił wymódz Chorąży na wdowie, iż łzy otarłszy odeszła, żądając aby w zajeździe u Arona odwiedził ją, gdyż musiała widzieć się z nim koniecznie.
Chorąży, gdy odeszła, siedział z godzinę, przyjść nie mogąc do siebie. Tego dnia ani mógł ni chciał szukać wdowy — wybrał się nazajutrz około południa.
Zastał ją nad potrzebę strojną i nad miarę czułą. Poczęła tedy mu przypominać dawne czasy, użalać się nad niestałością serca męzkiego i t. p. Wysłuchawszy tego Chorąży, zagadnął tylko, czém służyć jéj może, bo co się tycze serca, te żonie i dzieciom było oddane całe, rozerwać go nie mógł.
Znowu polamentowawszy nad losem kobiet nieszczęśliwych, padających zawsze ofiarą zdradliwości rodzaju męskiego, rzekła Rózieczka:
— Cóżem miała czynić nieszczęśliwa sierota, musiałam rada nie rada za Otwinowskiego iść, a i tegoś mi waćpan ubił; com płakała, com łez