Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/219

Ta strona została uwierzytelniona.

i smutek surowy wyraz nadawały, była jakby chodzącym posągiem, powagi pełnym. Ani uśmiechu na jéj ustach, ani łzy na oku nie widywano — skamieniałą się zdawała. A choć krzątała się wielce, nigdy chwili nie mogąc wytrwać bez roboty, rzadko nawet odezwała się słowem do ludzi. Żyła tak sama w sobie, i jakby cudem przewidziawszy swój zgon, przygotowawszy się do niego, usnęła spokojnie, pobłogosławiwszy wszystkich z wieczoru...