Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/23

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaźń dlań mam szczerą, ano, jeśli o serce chodzi, rzecz inna — tego ja dać mu nie mogę.
— Dlaczego? — spytał Wilczek.
Zarumieniła się panienka i po namyśle poczęła, ośmielając się:
— Sercu się nie rozkazuje.
— Albo je już inny wziął? — wtrącił Wilczek.
— Nie będę się zapierała — odrzekła panna, szyjąc znowu pilno. — Nie od dziś ja to widzę, że nasi rodzice chcą nas z sobą powiązać węzłem wiekuistym; że pan téż nieprzeciwnym jesteś temu.
— Jak życia tego pragnę! — zawołał Wilczek.
Ujrzał, mówiąc to, jak dziéwczęciu z oczów łzy grochem na krośna padały, przecie głosem jasnym mówiła daléj:
— Woli pani matki méj opiérać się nie mogę, boć przykazanie to Boże, byśmy rodziców słuchali, a za niebłogosławieństwo ich srogą karą Pan Bóg nas chłoszcze. Więc przykaże pani matka, nie będę się sprzeciwiała, posłuszną być muszę. Cóż wam z tego, że ciało bez duszy weźmiecie? Małżonką wierną, przysiągłszy, potrafię wam być, a co wam po mém posłuszeństwie i poszanowaniu, gdy serca nakłonić nie potrafię...
Słuchając tego, Wilczek aż ręce łamał; serce mu się rozdzierało, gdyż ją jeszcze piękniejszą i dostojniejszą znajdował gdy to mówiła, niż gdy była milczącą.