Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/29

Ta strona została uwierzytelniona.

Zadać jéj téż najmniejszéj rzeczy nie mógł, bo niewiasta była powagi i majestatu wielkiego, nie czyniąca w skrytości nic, — prócz może iż nocą się łzy polały.
Po roku pożycia takiego, uradował się wielce Chorąży stary, gdy mu o narodzinach wnuka doniesiono. Widział on może, iż brakło małżeństwu afektu, bez którego jako bez kitu co łączy i spaja, niéma jedności i szczęścia; ufał iż dziecię stanie się onym i serca od siebie stroniące przybliży.
Z wielką znów pompą sprawiono chrzciny małemu, któremu imię dano Jerzego, na pamiątkę pradziada co je nosił. Dodano i Kaspra dla Chorążego. Podhorodeński jeden i Pruszyński, oba dostojnicy województwa, kumami byli.
Pani Michałowa taką wstała po słabości, jaką była wprzódy, nie zmieniwszy się nic, chyba w tém, że matka przybywszy, znalazła ją świeższą i piękniejszą, co wszyscy przyznawali. Macierzyństwo téż ono powagę jéj dało nową i pożądane zajęcie, gdyż dziecka nie opuszczała na chwilę, i mamki mu nawet dać nie dozwoliła.
Chrzciny te wnuka, przy których stary chorąży imię już swe widząc w przyszłych pokoleniach zapewnione, wielce się okazywał wesołym i nad miarę gościnnym, miały dlań skutek nieszczęśliwy. Pojąc gości, sam téż węgrzyna pił dużo i zaraz po nim na nogi zapadł mocno, które