Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

Tymczasem Wojska, któréj próżnować było trudno, zabawiała się z musu, gospodarstwo oglądając, tak że kąta nie było, gdzieby nie postała. Dziwiła się i chwaliła niezmiernie, tak tu wszyściuteńko znajdowała w porządku wielkim, że i męzka dłoń lepiéjby nie potrafiła.
Dola téż córki cierpliwéj i spokojnéj, nieuskarżającéj się na nic, dziećmi zajętéj, nie próżnującej na chwilkę, bolała ją okrutnie, może dlatego iż potrosze sama jéj winną była, dawszy ją za oczy, dla dostatku i imienia, choć serca do męża nie miała.
Trzeci już tydzień upływał, a fornala posłanego z listem ani Wilczka widać nie było. Wojska, niespokojna o gospodarstwo, choć tam drugiemu zięciowi na nie nazierać przykazała, już mówiła o wyjeździe, gdy jednego dnia bryczek trzy naraz, a na nich szlachty śpiewającéj wesoło moc, zjawiło się przed domem. Wilczek był z nimi, z jednego polowania przewożąc wesołą drużynę na drugie.
W spokojnym domu odrazu się zawichrzyło wszystko, gdy pan się zjawił. A że z fornalem i listem się gdzieś rozminął, o matce żony nie wiedząc, wpadł wedle obyczaju z szumem wielkim. Wojska go piérwsza w progu powitała, ale taką twarzą i humorem, że gdyby nie byli wszyscy pod dobrą datą, z nógby ich pościnała.