Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/42

Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczerza zdawna była już dla myśliwych dysponowana, o którą natychmiast głodni dopominać się zaczęli. Pili tymczasem pogrzebowe, a wrzawa była że dzieci przestraszone usnąć nie mogły. Gdy w izbie stołowéj misy już stały i oznajmiono ichmościom że jadło gotowe, wszedłszy Wilczek, nie widząc żony, zachmurzył się i pacholika popchnął, żeby jéjmość zaraz do stołu szła....
Gdy jéj ten rozkaz przyniesiono, jak zawsze posłuszną była, tak i teraz, łzy otarłszy, obmywszy oczy, aby się obcy nie domyślali nic i nie szydzili, suknię włożyła i na rozkazanie mężowskie stawiła się do stołu.
Goście, że pewno nic o zajściu nie wiedzieli, poczęli witać panią z respektem, i tak biesiada się poczęła wesoło, choć jéjmości serce się krajało. Michał, patrząc na nią, że tak śliczną była iż się jéj wszyscy dziwowali, i z miłości jakiéjś dzikiéj i z gniewu oczyma płomienie na nią ciskał i pioruny.
Tu była potrzeba całego kunsztu niewieściego i odwagi nadludzkiéj prawie, aby cierpiąca kobiéta poznać po sobie nie dała, co się z nią działo. Musiała się do jednych uśmiechać, drugim na żarty odpowiadać i na tym stołku męczeńskim prawie do końca uczty dosiadywać, jak na żarzących węglach.