Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

Przez trzecią izbę był pokój dziecinny, gdzie niańki synaczków do snu nie mogły ululać, więc głosy ich płaczliwe pod koniec ekskuzą były, iż się podniosła i odejść mogła, a nikt się temu nie dziwował.
Dopiéro po odejściu jéj, z pasyi wielkiéj Wilczek gąsiory kazał nosić i kielichy saskie ogromne, zachęcając do picia i zmuszając na wszelkie sposoby. A że mu tam i drudzy dobrze dostawali kroku, wszczęła się pijatyka na zabój, straszliwa, tak że słudzy, widząc to, prorokowali, iż daj Boże aby jednego tylko na marach ztąd wyniesiono.
Do białego dnia pito, a gdy się mieli rozchodzić, trzeba było służbę wołać, bo nikt o swéj sile do drzwi nie trafił, a dwu czy trzech pod stołem chrapali. Wilczek jako stał, że głowę miał mocną, choć zataczając się, wprost poszedł do żony. Od rana się z gniewem nosił i wydychać policzka świekry jeszcze nie mógł.
Jéjmość, mało co zasnąwszy, już była wstała, sposobiąc się do gospodarstwa iść, gdy Michał wpadł do niéj. Nie było co z nim mówić, ani rozprawiać.
Miał tyle przytomności tylko, że nim na łóżku legł, zawołał do żony:
— Matka twoja policzek mi dała; jeden to raz w życiu ręka ludzka twarzy mojéj dotknęła! Gdyby nie była kobietą, jużbym trupem ją poło-