Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/52

Ta strona została uwierzytelniona.

— Któż temu winien? odezwała się Baranowska.
— Ja nie wiem! szepnął Wilczek.
— Mnie się zdaje że asindziéj sam, — bo, dodała skromnie — w stadle małżeńskiém gdy się źle dzieje, zawsze mąż winien.
— E! e! rozśmiał się Wilczek, któż to panią tego nauczył?
— A no! własne doświadczenie.
— Co téż ja słyszę — bryznął Wilczek, bez urazy, chyba trzeba ażeby tak jak u państwa, mąż żonie był posłuszny.
Baranowskiéj oczy zaiskrzyły się.
— Choćby i tak, rzekła — kto w stadle słabszy, ten lepiéj ażeby mocniejszego słuchał, a nie wierzgał, bo to się na nic nie zdało!!
— Ja się słabszym nie czuję! Odparł Wilczek. Niech pani naukę tę da mojéj Jagnieszce.
— Cóż jéj macie do zarzucenia? pytała Baranowska, nie dając uciec Wilczkowi, który się już do kart i do maryasza oglądał.
— Nic nadto, że serca do mnie nie ma! — rzekł Chorąży.
— A gdyś ją asindziéj brał?
Tu Wilczek tak spojrzał na Baranowską groźno, że mówić daléj nie mogła.