Otwinowski o czém Chorąży nie wiedział, był rębacz sławny, siłacz okrutny, wzrost mu i pleczystość dawały zamach straszny, szabelkę téż miał niepozorną, ale do ręki przypadającą i damascenkę starą, co żelazo siekała na wióry.
Wilczek bił się nieszpetnie, tylko wadę miał, że sierdzistym będąc i zapamiętałym, zbytnio się nastawiał i plecu a karku nie szczędził. Jak osa skakał do oczów, rzucał się niespokojnie, i w pierwszém spotkaniu, kto go nie znał, niebezpiecznym był, a jeśli to przeszło, zawsze prawie sam szwank odnosił.
Cichusieńko się zrobiło w gospodzie, choć mak siać, ledwie gdzie lampka brzęknęła. Przybiegł Janasz gospodarz suplikując, ale go precz odepchnięto — w kark i za drzwi.
Zwarli się tedy i Wilczek na adwersarza skoczył jak kot, a ten murem mu stojąc, szablą się oganiał powolnie, jakby mu komary pod nosem latały.
Chorążemu w téj pierwszéj napaści nie udało się go drasnąć, ale téż i sam nic nie oberwał.
Otwinowski trochę się przygarbiwszy — bo mu wzrost wadził nieco, ciężkim go czyniąc — jak nogi w podłogę wwarł, stał kamieniem. Twarz mu pobladła, usta się ścięły, zmienił się — widać było iż mu i o reputacyą szło, aby się nie poszkapić.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/61
Ta strona została uwierzytelniona.