Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/62

Ta strona została uwierzytelniona.

Wilczek co przyskoczy doń, to tylko szable dźwiękną w powietrzu; raz, drugi, trzeci... jakby z sobą menueta tańczyli.
Chorążemu z czoła pot się począł lać, ani ukąsić Otwinowskiego; — parę razy ciął po sukni, nawet krwi nie upuścił, aż tu dependent, dopatrzywszy sposobny moment, kiedy chlaśnie — szabla wypadła z ręki Wilczkowi i drugą się chwycił za nią. Krew trysnęła do sufitu.
Patrzą, a i tu ręka zwisła, napół odcięta, tylko się na skórze trzymając; jeszcze Chorąży — Jezus Marya! krzyknął, i padł jak nieżywy.
Skoczyli wszyscy do niego, gdy Otwinowski najspokojniéj w świecie szablę połą zaczął ocierać ze krwi, już ani patrząc. Pobiegł pachołek po balwierza aby z plastrami śpieszył, sądzono bowiem że się ręka da przystawić.
Wilczka się dotrzeźwić nie było podobna, krew strumieniem się z niego lała. Nadbiegł balwierz, popatrzył i rzekł z flegmą, że z ręki nie będzie nic, tylko ją odciąć do reszty i na cmentarzu pochować, a ratować życie.
Napadli wszyscy na Otwinowskiego, który ramionami ruszał.
— Dostał czego chciał — rzekł, jam temu nie winien, siły w sobie strzymać nie umiem. Jaką mi Pan Bóg dał, takiéj zażywam. Drudzy się nań odgrażali, lecz nikt następować nie myślał.