Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

Podróż do Żerdzieliszek, choć do niéj dla bezpieczeństwa cyrulika przybrano — srogą była męczarnią. Wilczek cierpiał i czasami wykrzyczeć się musiał, aby mu lżéj było; — kilka razy wśród pól i lasów burza ich napadła. Karczmy po drodze znajdowali szkaradne, dwory puste, wlekli się téż noga za nogą; Wojska jednak to wszystko przetrwać umiała cierpliwie, mężnie, często pieszo idąc przy kolebce dlatego, że gdy ją widział chory, sromał się i nie dziwaczył.
A gdzie mu już było teraz z dawną swą fantazyą na harc wychodzić; — stracił jéj wiele. Co spojrzał na rękę obciętą, wzdychał i łzy mu się toczyły.
Tu, choć nie w smak nam z tém, musimy dawniejszych sięgając czasów, wytłumaczyć, co pani Baranowska miała na myśli, gdy grożąc Wilczkowi Rózieczkę mu napomknęła.
Jeszcze za życia nieboszczyka pana Chorążego, gdy już pod wąsem będącego Michała, trzymał on w strasznéj ryzie, osobliwie od kobiét go strzegąc, na Owruckiéj majętności rządził u nich ekonom, szlachcic ubogi, niejaki Mazanowski. Ten miał córkę Rózię, dziewczynę ładną, jedynaczkę, pieszczoną, rozśpiewaną, rozbujałą, zalotną i niezważającą na panią matkę ani na ojca, gdy jéj co w głupiéj głowinie zaświtało.