Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

bić, brać je czy zostawić, rozeszła się wieść po sąsiedztwie i dobiegła do owéj Rózi. Téj dawny przyjaciel a teraźniejszy opiekun był widać bardzo drogim, bo synka zostawiwszy na łasce Bożéj i staréj baby ze wsi, nie wiele myśląc, kopnęła się do Piotrkowa.
Tu już Wilczka nie zastała, a w gospodzie więcéj jéj nie powiedziano nad to, że z cyrulikiem w Łomżyńskie ruszył.
Ponieważ Rózi tajném nie było iż Chorąży miał tam majątek, była pewną że go doń wieziono. Niecierpliwa kobiéta, nie spocząwszy nawet, na całą noc się puściła, goniąc Wilczka, łzami zalana, lamentująca, w rozpaczy. Właśnie się kolebka powoli piaskami w lesie wlekła, a Wojska opodal idąc bokiem różaniec odmawiała, gdy bryczka wioząca Rózię, nadciągnęła i ona wyskoczywszy z niéj, do Chorążego, płacząc i krzycząc, przybiegła.
Wilczek drzemał, a gdy ją zobaczył oczom mu się wierzyć nie chciało; wnet zmiarkował co to tu się za historya gotuje, gdy Wojska tę jéjmość zobaczy.
Rózia zaś zapamiętała, rozgorączkowana, na ludzi nie zważając, jak przyskoczyła do kolebki, którą zatrzymać kazała, krzyczeć poczęła, że aż Wojska dosłyszała. Chorąży chciał ją przestrzedz, ale się téż rozczulił witając, i nie miał czasu