Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/73

Ta strona została uwierzytelniona.

salwować, i nawet jechać już nie śmiała za opiekunem.
Wojska do popasu ani spojrzała na zięcia, ani przemówiła do niego — dała mu się wyburzyć. Spoglądała tylko za siebie, czy bryczka z tą jéjmością nie wlecze się za nimi. Wdowa zmiarkowawszy że z Wojską, będącą w swém prawie, nie da rady, musiała wypłakawszy się wracać do domu.
Dziwną rzeczą było, że gdy na popas potém stanęli i Wojska się musiała spotkać z zięciem, nie powiedziała mu słowa, nie uczyniła wymówki, nakarmiła, napoiła, ranę kazała opatrzeć przy sobie, a on téż ani z pretensyą się żadną nie odezwał, ani tłumaczył.
Drugiego dnia dopiero, ni ztego ni z owego, kwaśno rzekł do świekry:
— Niepotrzebnie jéjmość awanturę zrobiła, bo to kobiéta, któréj mnie opiekunem zrobiono...
— Niech i opiekunem — odezwała się kręcąc głową Wojska, acan teraz sam potrzebujesz opieki. Daj-no pokój! Ja takie pupille znam, ano gdzie ja jestem, tam im nie bywać. Mężczyznie się wiele przebacza, a zgorszenia publicznego — ja nie zniosę. Niechaj sobie starszego weźmie za opiekuna... Z oczów jéj dyabłem patrzy.
Wilczek nie odpowiedział, pomruczał tylko coś, dał się jejmości wyburczyć i na tem się skończyło. Ciągnęli daléj gdy Chorąży, nie śmiejąc świe-