Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/75

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mało czego się komu zachciewa, odparła świekra, nie racya to aby zaraz się słuchać miało! Sobą waszeć nie władasz, jesteś chory, posłusznym być musisz. Pojedziemy do mnie.
— Ja chcę do siebie, do domu, powtórzył Chorąży.
— A ja zawiozę do mnie, — odparła sucho Wojska, — daremna rzecz, konie moje, ludzie moi, acan słaby i nie ruszasz się; w kurateli mojéj jesteś. Gniewaj się kiedy chcesz, inaczéj nie będzie.
I dłużéj dysputować nie myśląc, odeszła stara, a wedle rozkazania jéj daléj ciągniono do Żerdzieliszek. Klął pan Chorąży, lecz z babą wojny prowadzić nie mógł. Osobliwa kobiéta, bo choć mu wolę swą czuć dawała, i wykłóciła się z nim tęgo, gdy w téjże chwili potrzebawał pomocy, obwiązania, posługi, — pełniła ją ochotnie, nie okazując wstrętu i z największém politowaniem nad stanem nieszczęśliwego. Rzadko od niéj dobre słowo usłyszał, lecz ręce jéj poczciwie i macierzyńsko około niego chodziły. Nieraz i w nocy wstała gdy jęknął, i siebie nie żałowała.
Nieraz-by się chciał sierdzić na nią Chorąży, a nie było sposobu, bo co językiem popsuła, to potém troskliwością naprawiła. Próbował pocichu ludzi przez cyrulika namawiać, aby go nocą