Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/77

Ta strona została uwierzytelniona.

— Chcesz asindziéj krew w sobie popsuć i przedczasem umierać, jabym nic przeciw temu nie miała, ale wnukom moim i żonie jesteś potrzebny, a nie desperują że się poprawisz, Bóg łaskaw... Inni doktorowie przy ranach, gdy się jątrzą, radzi na kleiku i na owsiance z grzanką chorych trzymają, nawet mięsa nie dając.
Borkowa, starsza od pani Jagnieszki, któréj imię było Elźbieta, miała naturę do matki i siostry wielce podobną. Kobiéta była stateczna, chłodna, rozważna, w czułości się zbytnie nie wdająca, surowego obyczaju i skąpego słowa. Z nią pan Wilczek zabawy żadnéj mieć nie mógł, bo się nigdy ani uśmiechnęła nawet, a że go winnym znała względem siostry, obchodziła się z nim z pewnym wstrętem, którego mu nie taiła. Wszelako jak matka tak i ona pilnowały chorego poczciwie, a do przewinięcia rany, do obmycia jéj, do obandażowania nie było jak Borkowa, bo ani wstrętu ni obawy nie miała — rękę pewną i siłę dużą.
Że się przybycie pani Jagnieszki z tak oddalonego kraju, a pono i z dziećmi razem jadącéj, opóźniało, pani Wojska, widząc że codzień zięć był chmurniejszym i więcéj sobie pobyt przykrzył, nie miała innego sposobu, tylko musiała dla zabawy jego sprowadzić pana Sołotwinę.