Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

Sołotwinę naówczas na kilkanaście mil wokoło znano, bo, uczciwszy uszy, grał po dworach rolę wędrownego błazna. A był to szlachcic i bene natus i possesionatus, niegdyś pan na dwóch tęgich wioskach, które wraz z kapitałem przez nieboszczyka ojca mu pozostawionym, w niewielu latach z wesołą drużyną przeszastał. I tak dawniéj po dworach ze skrzypką na któréj grywał, i śpiewkami a dykteryjkami jeździł, gromadząc ku sobie takich jakim sam był, tak i teraz nie zostało mu nic tylko w początku kałamaszka, potém już z żydkiem lub pieszo wędrować — myśl wesołą niosąc z sobą. Strata majątku i konsyderacyi nic go nie obchodziła. Powiadano o nim, że gdy mu na innéj kompanii zbywało, gotów był w karczmie z chłopami się zabawiać. Nieraz go gbury poszturchały, a co szlachta, to sponiewieranego człeka za boże nie miała stworzenie. Nieraz go i za drzwi wypchnięto i obito i wyłajano; — wszystko Sołotwina przyjmował żartując, odcinając się, śmiejąc i nigdy nie dając się pobudzić do gniewu.
Przybycie Sołotwiny do jakiego dworu — dzieci, młodzież witała jak najwyśmienitszą zabawkę, bo i sztuki pokazywał różne bardzo mądre z ogniem i wodą, i prawił takie rzeczy że się za boki trzymać było potrzeba. A umiał się zastosować zawsze do słuchaczów; przy dzieciach nigdy nic nie-