Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

Wyjąwszy to że napojów mu nie dawano, i ludzi nie widział, nie mógł się na nic skarżyć Chorąży — miał wygody wszelkie. Ano ani z Wojską, ani z Borkową rozmowa nie szła, bo kobiéty były poważne, a Wilczek już temi kilką latami rozwydrzony. Więc mu jak dziecku popsutemu dla naprawienia humoru sprowadzono Sołotwinę. Temu naprzód sama Wojska dała instrukcyą.
— Człek chory, skwaszony, bo rękę utracił w zwadzie, nawykły nadto do wesołego życia, więc żeby teraz nie melancholizował acan go staraj się zabawiać — ino, proszę nie bardzo sobie pozwalać. Ja często gęsto za drzwiami słuchać będę. Jak mi się asan sprawisz dobrze, nagrodzę sowicie...
Sołotwina, który ludzi penetrował wnet jak skoro oczyma kogo zmierzył, a panią Wojską znał z reputacyi, skłonił się i czapkę podnosząc do góry, podskoczył fertycznie, nie tracąc rezonu od groźby.
— Jaśnie wielmożna Wojska, dobrodziejko moja najłaskawsza — zawołał, pochlebiam sobie że Sołotwina znany światu. Gdzie on jest ztamtąd smutki za góry uciekają, dobra myśl, zdrowie, wesele przylatują w gości!! Sołotwinę znają dalekie kraje — i zaśpiewa i huknie i potańczy i sztukę sprawi i wierszyk powie i do śmiechu umierającego pobudzi. Lepszy ze mnie lekarz niż niejeden fizyk niemiecki, którego dukatami nie opła-