pojechać musi, gdziekolwiek będzie, i póki rozwodu niema, a do tego nigdy nie dopuścimy — będzie nas miał nieodstępnych.
Na nieszczęście opóźniało się jakoś przybycie pani Chorążynéj. Tymczasem owa Rózieczka kołowała po okolicy na pastwę swą czatując, śledząc co się działo, i jak tylko chory do Maczków przybył, drugiego dnia już przy nim się znalazła.
Panu Kwasocie powiedziano, że to krewna jegomościna blizka, więc, choć przystał na to, nie mieszał się do niczego, pół dworu dziedzicowi ustąpiwszy.
Chorąży dopiero odetchnął gdy się na swobodzie uczuł. Tu już kleikowi dawszy za wygranę, zaraz posłał po wino i z Sołotwiną celebrował cudowną swą z rąk świekry eliberacyą. Pomagała gadatliwa Rózieczka, która po spotkaniu na gościńcu nienawiść okrutną powziąwszy do pani Wojskiéj tryumfowała z tego wyzwolenia.
Mieszkańcy Żerdzieliszek, leżących o miedzę od Maczków, wiedzieli wnet co się tam działo, nie utaiło się więc przybycie pupilli i jej rozgospodarowanie w domu, ani bytność Sołotwiny.
Wojska chodziła chmurna na córkę oczekując.
— Niedoczekanie ich, żeby sobie tu pod nosem naszym gody sprawiali — niedoczekanie!! Choćby przyszło z komornikiem żonie miejsce sobie
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.