Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/95

Ta strona została uwierzytelniona.

gojona zaogniła się i tego dnia tak znacznie gorzéj być poczęło, że po doktora posłano do pana Wojewody.
W nocy chory stracił chwilowo przytomność i pupilla się mocno przelękła; usnąwszy jednak, nad ranem zbudził się nieco uspokojony — gdy Sołotwina wpadł wylękły i oznajmił, że powóz i konie Wojskiéj na grobli poznano.
Rózieczka ze strachu i aprehensyi poszła się schować do Kwasoty, Sołotwina drapnął, bo go doszły groźby pani Wojskiéj; przy chorym zostało pacholę, a temu rozkaz dano aby Wojskiéj nie puszczać. Saméj pani się nie spodziewano.
Wyszedł w ganek uproszony pan Kwasota, który miał napaść odegnać.
Gdy powóz stanął, kobiety wysiadły, ani patrząc na dzierżawcę i wprost dążąc do środka. Ten im grzecznie drogę zastąpił.
— Jegomość pan Chorąży mocno chory i potrzebuje spoczynku — rzekł.
— To mu go ani żona ani matka żony nie przerwą, dumnie odparła Wojska, ręką odsuwając zastępującego odedrzwi szlachcica. Idź asindziéj — myśmy tu w domu.
Z okna, zza doniczek patrząca Rózieczka, poznała Chorążynę, i oczy sobie zasłoniła. Tymczasem kobiéty obie szły wprost do pokoju chorego. Słysząc je nadchodzące, już i tak podra-