Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/97

Ta strona została uwierzytelniona.

— Pokaż-że no rękę, rzekła, jestem pewna iż opatrywać nie umieli i rana się pewnie jątrzy.
Że tak było w istocie mówiliśmy już, bo i po doktora posłano. Wilczek, choć zły, że mu rana piekła i dolegała, prawie machinalnie rękę nastawił, którą jéjmość zaraz śmiało rozwijać zaczęła a gdy ją obnażyła — aż krzyknęła.
— Otóż to waszeć masz korzyść z tego, żeś się na wolność chciał dobyć. Tożto ręka opuchła aż strach i cała w ogniu, a, uchowaj Boże licha, możesz ją stracić lub życie.
— Posłano po doktora! odezwał się Wilczek.
— A co doktór pomoże temu, co się sam nie chce szanować! zawołała Wojska.
Pokiwawszy głową poczęła obmywać i okładać. Wilczek ani syknął zęby zacisnąwszy, choć rana go bolała wściekle.
Gdy się to działo w izbie, we dworze popłoch panował, bo pani Chorążyna z równą matczynéj krwią zimną wyszedłszy rządy obejmowała, obchodząc wszystkie kąty, pytając o klucze i ludzi zwołując. Zmiarkował Kwasota, że się nie obronią i widząc jak rzeczy stoją, poszedł się sam submitować i pomagać.
Rózieczka tymczasem widząc, że tu miejsca nie zagrzeje, płacząc do drogi się sposobiła, tymczasowo przytułku szukając w alkierzu u państwa Kwasotów. Desperowała ręce łamiąc. A tu już