Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wilczek i Wilczkowa.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

głos pani Jagnieszki po domu brzmiał, jak czysty dzwonek loretański. Dysponowała wszystkiém, kazała sobie sprawę zdawać z każdéj rzeczy.
Nadjechał doktór niemiec.
Ponieważ jéjmość sama chorego opatrywać miała, szła tedy z nim do łóżka, dokąd się i cyrulik przystawił, aby widzieć co robić.
Doktor Niemiec milczący, nawykły do wielkich dworów, kręcąc nosem wszedł do pokoju chorego i dopiero u łóżka kapelusz zdjąwszy, gdy do opatrywania przychodziło, nietykając ręki, cyrulikowi kazał bandaże zdejmować. Widać było z miny, że mu się rana nie podobała. Zaczął tedy na polaków wydziwiać ze szwabska po polsku i zżymać się, że chorego źle kurowano.
Podstąpiła jéjmość tłumacząc mu, że jéj tu nie było, lecz że na przyszłość ona sama pilnować będzie chorego, byle wiedziała co ma czynić.
Niemiec głową kiwał i mruczał. Okazało się, że ranę od dzikiego mięsa i nieczystości trzeba było uwalniać z niemałym bólem, ale Wilczek przez hardość dał się krajać i palić nie syknąwszy nawet. Pani Jagnieszka wziąwszy instrukcye sama i co i jak ma robić, co choremu dawać, czém go karmić, odprawiła Niemca, który na obiad poszedł do Kwasoty, gdzie nanowo polaków łajał i przedrwiwał. Ponieważ tu doktora rzadko widywano, co było zadawnionych chorób