Przez dni dwadzieścia trwały uczty, zabawy, turnieje, na zamku i w mieście. Sławny Wierzynek, mieszczanin krakowski, ulubieniec króla, przyjmował też cesarza i królów u siebie; a że ówczesnym obyczajem przyjęcie tak dostojnych gości nie obchodziło się bez podarków, uczta i dary miały mieszczanina sto tysięcy dukatów kosztować, i nie zubożyły go.
W innych czasach, za innego panującego, nie mieszczanin pewnie, ale możny kasztelan lub wojewoda byłby u siebie gościł monarchów — za Kazimierza, króla chłopów i mieszczan, przyjmował ich kupiec Wierzynek. Okoliczność to bardzo charakterystyczna i znacząca.
Umiał Kazimierz dobierać sobie takich ludzi jak Suchywilk, który był jego prawą ręką w reformie prawodawstwa i przygotowywał zjazd wiślicki, jak Wierzynek, sprawiający urząd rządcy żup i podskarbiego, jak Wacław z Tęczyna, który miał zwierzchni nadzór nad budowlami zamków i dworów, do czego w podróży po Włoszech się usposobił.
W ciągu dwóch tych panowań ojca i syna, trwających lat siedmdziesiąt niespełna, urasta w oczach istnym cudem owa Polska, której przedtem tylko szczątki poszarpane drgały.
Pół wieku starczy na to zmartwychpowstanie, a co większa, na takie wzmożenie się w siłę, skupienie, uporządkowanie, iż mogła już na przyszłość patrzeć bez trwogi.
Potrzeba tylko było, aby Opatrzność dała Kazimierzowi następcę, któryby w myśl jego dalej wiódł rozpoczęte dzieło odrodzenia. Niestety! nie zostawił po sobie płci męzkiej potomka, a co gorsza, przekazał od dawna siostrzeńcowi, monarsze obcemu, dziedzictwo po sobie.
Nie był Kazimierz, jak inni poprzednicy jego, namiętnym do zbytku myśliwcem; jednakże zabawa ta męzka, tak naówczas powszechnie ulubiona, każdemu mężowi od dzieciństwa zwykła, i jego też nęciła. We wrześniu 1370 r. znajdował się król na łowach w okolicy Przedborza, gdzie miał dwór wspaniały.
W sam dzień Narodzenia Matki Bozkiej, w który jako w święto uroczyste polować się nie godziło, dano znać o jeleniach, upatrzonych w lesie. Duchowni odradzali łowy i król miał się już wyrzec polowania, gdy dworacy namówili go na wycieczkę. Tu w puszczy, konno się uganiając za jeleniem, spadł z konia i odniósł ciężką ranę w goleń. Zawieziono go do najbliższego dworu, ale rana się zaogniła, a jak utrzymywano, król sam niepomiernem użyciem grzybów i owoców, potem niewłaściwem użyciem łaźni, zaszkodził sobie. Z gorączką przywieziono go do Krakowa, powoli
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/148
Ta strona została uwierzytelniona.
— 142 —