Jagiełło po śmierci Witolda pozostał w Wilnie, a Swidrygiełło, korzystając ze słabości brata, władzę sobie na Litwie przywłaszczył. Król popadł u niego w najsromotniejszą niewolę. Ledwie groźbami Polacy wyrwać go z niej następnie potrafili...
W życiu króla Witold zajmuje miejsce nader ważne; niepodobna go milczeniem pominąć.
Mąż to swojego czasu wielki i po nad owe czasy rozumem wyższy, dzielny jako wódz i rycerz, jako pan w domu, jako gospodarz — charakter z jednej bryły ukuty. Obok niego blednie i maleje Jagiełło. W miejscu jego wybrany na tron Polski, byłby inną ją uczynił; nie uląkłby się walki z żywiołami opornemi, które za Jagiełły górę wzięły.
Swidrygiełło, następca jego na Litwie, miał wszystkie wady i znamiona książąt Rusi z najgorszej epoki, u których gwałt i okrucieństwo zwało się siłą, a zdrada rozumem. Szaleniec ten zatruł ostatek dni powolnemu i pobłażliwemu dla niego Jagielle.
Ośmdziesiąt-cztero-letni król wczesną wiosną 1434-ym roku na Ruś pojechał. Pozorem do podróży były sprawy z sąsiady; w istocie wiodły go tam lasy, łowy, ulubiona samotność i rozmiłowanie w wiosennym śpiewie ptactwa.
Tam król, długo w noc słuchając słowika, przeziębił się, dostał febry, a że wiek mu siły odebrał, zmarł z niej, nie mając przy sobie ani żony, która pozostała z dziećmi w Krakowie, ani zwykłej rady przybocznej. Umierając, jeszcze przemawiał do nieobecnego Zbigniewa, polecając mu dzieci, szląc jako najdroższą pamiątkę, obrączkę ślubną Jadwigi.
Z rysów w świeżej jeszcze zachowanych pamięci, charakter jego najlepiej nam odmalował Długosz. To samo powtarza się w pogrzebowym wierszu Grzegorza z Sanoka.
Wszystko tu widocznie pochwycone z natury, a historyk nasz niewątpliwie powtarza to, co z ust Oleśnickiego, obcując z nim, słyszał.
„Zamiłowany w myśliwstwie od dzieciństwa aż do zgonu — pisze Długosz, — tak dalece zajęty był łowami, że wszystkie myśli rad zwracał ku tej zabawie.“ Jak widzimy, zamiłowanie to stawia kronikarz na pierwszem miejscu i nie bez przyczyny.
„Wzrostu był miernego, twarzy ściągłej, chudej, u brody nieco zwężonej, — powiada dalej tenże kronikarz. — Głowę miał małą, podłużną, prawie całkiem łysą, jak widzieć na grobowcu marmurowym, który popioły jego pokrywa. Oczy czarne i małe, niespokojnego były wejrzenia i ciągle biegające. Uszy miał duże, głos gruby, mowę prędką, kibić
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/190
Ta strona została uwierzytelniona.
— 184 —