nym, przewrotnym — co w ustach nieprzyjaciół męztwo i rozum oznacza. Współczesne źródła wszystkie nam go jednostajnie wystawiają.
Mąż to silny, olbrzymiej postawy, rozrosły, tuszy wielkiej, który je i pije jak homeryczni bohaterowie, a za urągowisko plugawe mści się równie energiczną odpowiedzią.
Namiętny, zuchwały, surowy — jest zarazem sprawiedliwym, umie przebaczać i nagradzać. Świadkiem owa piękna legenda o skazanych na śmierć młodzieńcach, ocalonych przez jedną z żon jego — którym król później winę przebaczył.
Obok niego stoją, jak przy Okrągłym Stole: dwunastu przyjaciół a doradców, rycerzy, wodzów, i przemądry opat tyniecki. Zasiadają do uczt z nim razem, idą na wojnę i obmyślają pokój.
W ręku panującego, jako oręż, są ogromne skarby, łup wojen, którego nie wyczerpuje rozrzutne przyjęcie Ottona. Skarbów tych opisy brzmią bajecznie.
Rycerstwo i żony a dwory jego uginają się pod ciężarem łańcuchów i klejnotów, bryłami król rozrzuca złoto. Do korony Ottona i miecza św. Maurycego przybywa klejnot nowy: miecz, który miał być przyniesiony przez anioła. Jest to późniejszy Szczerbiec.
Miecz ten, ze swem imieniem, przypominającem owo cyniczne cięcie w złotą bramę Kijowa — przechodzi z rąk do rąk, podawany przez wieki, aż niemal do naszych czasów.
Istnienie jego w skarbcu do końca XVIII-go w. nie ulega wątpliwości; znika potem, i na obrazach tylko znajdujemy oznaczone kształty jego.
W pożyciu domowem, syn Mieszka jest jeszcze dzieckiem tych czasów, gdy namiętności równie były niepohamowane i gwałtowne, jak pokuta za nie ostrą i ciężką. Bolesław, wedle obyczaju wieku, oślepia Odylona i Prybuwoja, innych precz z kraju wypędza. Żony bierze i rzuca samowolnie, przykładem innych. Cztery ich następują po sobie: pierwsza i ostatnia z Miśnii, druga Węgierka, trzecia Słowianka. Stary obyczaj wielożeństwa nie zdaje się być całkiem zapomniany.
Trudno dziś utworzyć sobie pojęcie stanu kraju za czasów Bolesława. Ogromne, rozległe przestrzenie, bardzo mało zasiedlone, pola niewielkie, lasy niezmierne — wszystko to jakby na pół zaledwie rozbudzające się do życia. Gdzieniegdzie, wśród puszcz, na brzegach rzek, gródki większe i mniejsze, opasane wałami i tynami; obok nich klasztory i opactwa uposażone ziemiami, ściągające kolonistów; całe osady rybaków, bednarzy, cieśli i ludzi różnego rzemiosła.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/24
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —