wymagała silnego charakteru i dłoni. Nie zapominajmy o tem, że ta Polska za wczasu była znienawidzona przez Francyą: że jej losy i ludzie wcale go nie obchodzili.
Dziwiono się wprawdzie poselstwu polskiemu, jego uczoności, doskonałej znajomości języków, wspaniałości, bogactwom, a wrażenie to potwierdziło przybycie i przyjęcie w Polsce; ale niemniej kraj ten z jego oryentalnym przepychem, charakterem otworzystym, obyczajami prostemi, językiem wymownym a szczerym, Francuzom do smaku przypaść nie mógł.
Najgrawali się oni i król z Polski nieustannie, przymawiano sobie wzajemnie; tłuczono Francuzów, łapiąc ich po kątach, tak, że w końcu od piwa, od chleba i od guzów uciekać zaczęli i później ich przy królu mało zostało.
Henryk nudził się śmiertelnie, zamykał się w swoich komnatach, z faworytami, nie dopuszczał do siebie nikogo, po całych dniach pisząc, odbierając i czytając listy z Francyi, a do księżny de Condé z wielkiej tęsknoty kaligrafował krwią wynurzenia.
Na samym wstępie burzliwe zajścia, śmierć Wapowskiego, wymagania dyssydentów, coraz więcej dająca się czuć żelazna obręcz, jaką tutejsze prawa go ściskały — zwiększały niechęć i niesmaki.
Na próżno Włosi (Grazian) usiłowali go przekonać, ze mógł mieć tu daleko większą władzę, niż się zdawała możliwą — że powinien był chcieć tylko.
Dla Henryka Polska była chwilowym popasem, wiedział o tem dobrze, że tu pozostać nie może i nie dbał o nią. Przeczucie mówiło, że matka wprędce go powoła nazad do Francyi, dla rozpoczęcia na nowo wojny z różnowiercami.
Jakoż choroba i wprędce następująca śmierć Karola IX, w chwili gdy d’Alençon i wszyscy co do tronu Henrykowi przeszkadzać mogli, staraniem matki byli sparaliżowani, — zmusiła go do Francyi pośpieszać.
Smutny to jest epizod w historyi naszej. Chociaż pierwsza ta elekcya, pacta conventa i articuli Henriciani — doświadczenie, jakiego nabyto przy tym wyborze, bez skutków i następstw nie pozostało.
Ucieczka Henryka z Krakowa, do której rozstawionemi końmi bogaty kupiec mieszczanin krakowski dopomógł, za co go później prześladowano, była tak samo odegraną komedyą, jak całe to jego efemeryczne panowanie.
Dnia jednego był na wieczorze u królewny Anny, którą zawsze zdawał się chcieć łudzić tem, że się z nią ożeni — czego ona pragnęła.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/287
Ta strona została uwierzytelniona.
— 281 —