rozumu, taktu i ogromnego znaczenia w ciągu całego panowania Zygmunta III.
Dymitr, czy to istotny dziedzic W. Ks. Moskiewskiego, cudownie ocalony w Ugliczu, czy też samozwaniec świadomy lub nieświadomy, bo historycy dotychczas co do tego się wahają, — nastręczył się, aby Polskę pociągnąć do wmieszania się w sprawy Moskwy. Historya jego, historya Maryny Mniszchówny, wyprawy tej nieszczęśliwej niewiasty, zakończone tragicznie, — historya smutna i brudna zarazem, nie należy do naszego opowiadania.
Na sejmie r. 1605, Zamojski po raz ostatni wystąpił przeciwko królowi z niesłychaną gwałtownością, zasiadłszy na stołku wśród izby, miotając słowy jak piorunami, grożąc tak zuchwale, iż król się rwał do oręża obrażony, a po twarzy łzy mu płynęły. Tego burzliwego zjazdu, tego lekceważenia okazanego królowi, trudno hetmanowi przebaczyć. Nie było powodów słusznych do takiego wystąpienia, a sam on umierając, wkrótce potem przepowiadał na łożu śmierci, że kraj rozterkami, warcholstwem i brakiem karności zginąć może. Tymczasem sam rzucał nasiona, które w rokosz urosnąć miały.
Przeciwko królowi najpoczwarniejsze gromadziły się obwinienia i zarzuty. Projektowane drugie małżeństwo z księżniczką austryacką, rodzoną siostrą pierwszej żony Anny — czego przykład miano na Zygmuncie Auguście — wywołało wrzaski o kazirodztwo, świętokradztwo, rozpustę. Całe życie domowe nieszczęśliwego milczka wywleczono przed sąd publiczny. Wszystko było grzechem — i to, że wieczorami grywał we flusa (karty), i że się czasem dla ruchu piłką zabawiał, i że jakoby z Wolskim alchemią się zaprzątał, gdy w istocie złotnictwem i malaturą się rozrywał. Wszystko to były niedarowane przestępstwa, okropne winy; ale na dnie tych oskarżeń leżały rakuskie praktyki, które miały absolutum dominium sprowadzić.
Obwinienia te na zjazdach, po rynkach głośno roztrąbiano, roznoszono z pogróżkami. Ponieważ zaś u króla Jezuici wielką posiadali wziętość, różnowiercy zaś czuli w nich najniebezpieczniejszych wrogów swoich, przeto ich wskazywano jako autorów, sprawców, narzędzia wszelkich spisków i machinacyj.
Za żadnego panowania tyle i tak zjadliwych paszkwilów, czernideł i najpoczwarniejszych potwarzy nie rozsypywano po kraju. Bardzo być może, iż w nieznośnem położeniu, które mu tchnąć nie dozwalało, a państwu zupełnem groziło rozprzężeniem, Zygmunt III miał plan jakiś
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/320
Ta strona została uwierzytelniona.
— 314 —