Marescotti świadczy, że miał się z tem wygadać: iż „wolałby widzieć psa niemieckiego lub francuzkiego, niżeli szlachcica polskiego.“
Wyjechawszy do Włoch, gdy się tego najmniej spodziewano, nie zapytawszy brata, nagle wstąpił do zakonu Jezuitów. Władysław IV, który w tem widział knowanie zakonu, ogromnie się na Jezuitów rozgniewał, na dwór im wstępu zabronił, zaczął zwać oszustami, szalbierzami i t. p.
Próżne w początkach były starania, aby go wyciągnąć z zakonu.
Odbył w nim dwuletni nowicyat, złożył śluby i otrzymał kardynalski kapelusz od Innocentego X-go.
Ale to wszystko trwało niedługo. Zaledwie wdział suknię zakonną, już mu ona ciążyła i piekła go. Być może, iż zaszła w tym czasie śmierć królewicza jakąś nadzieją tronu go złudziła. Postarał się więc o uwolnienie od ślubów, zrzucił habit i do Polski powrócił przy szpadzie.
W czasie elekcyi po śmierci Władysława IV wybór się wahał pomiędzy nim a bratem — i na nieszczęście, Jan Kazimierz się utrzymał.
Był to dla Polski istny dopust boży; bo ani charakteru, ani wytrwałości, ani w czynnościach ciągu, ani jasnego pojęcia położenia Rzeczypospolitej i niebezpieczeństw, na jakie była narażoną — Jan Kazimierz nie miał.
Rzucał się, miotał, żebrał cudu z Niebios, opieki Matki Bozkiej — ale sam radzić nie umiał. Nie było też łatwo. Najstraszniejsze klęski, powszechne rozprzężenie, bunt kozacki, najazd Moskwy i Szwedów, wszystko spadło na Polskę za jego panowania; a wielkich wodzów i ludzi brakło.
Cudem niemal ocalił się król pod Zborowem, gdy Ossolińskiemu się udało Tatarów odciągnąć. Lepiej poszczęściło się pod Beresteczkiem, ale szlachta raz odparłszy Tatarów i kozaków, dłużej walczyć nie miała ochoty.
Nie zgnieciono kozactwa, które odżyło na nowo pod wodzą Chmielnickiego. Straszną klęską Chmielnicki pod Batowem pomścił się za Beresteczko.
Wstąpiwszy na tron, Jan Kazimierz wziął nietylko koronę po bracie, ale i żonę Maryę Ludwikę poślubił. Wdowa starała się o to małżeństwo nie dla męża, który jej był zupełnie obojętnym, ale dla utrzymania się na tronie, i w niepłonnej nadziei, jak się okazało, zawładnięcia słabym dziwakiem. Dozwalała mu na płoche miłostki, sama
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/351
Ta strona została uwierzytelniona.
— 345 —