czynił sympatyczną. Nawet przywiązanie do dzieci zepsute jest nienawiścią dla najstarszego syna Jakóba. Matka zdaje się nie dbać o ich szczęście, żąda dla nich tylko wielkości i blasku. Z niewiast, które na tronie polskim siedziały, po Bonie jest śliczna Marysieńka najpotworniejszem zjawiskiem. Jej piękność zastygła, kamienna, czyni ją może tem straszniejszą. Posługuje się nią, jak wszystkiem, czemkolwiek włada. Gdy król starzeje, gdy zgon jego przewidzieć się daje, za życia już przypisują jej wczesne starania o pozyskanie hetmana Jabłonowskiego, z którym razem panować się spodziewała, jeżeliby żaden z synów na tron się nie dostał.
W ostatnich tych latach Sobieski zdaje się czuć całą ohydę swego położenia; zamyka oczy, aby nie widzieć i nie być zmuszonym przewidywać. Zabawia się namiętnie ogrodem, upaja rozmowami filozoficznemi, czytaniem, wynalazkami, towarzystwem uczonych cudzoziemców — byle nie myśleć o tem, czemu zapobiedz nie może.
W wyrywających się z ust jego wyrazach czuć niekiedy jakby gorycz i ironię. Prądu powstrzymać nie może — za późno, — chciałby przynajmniej nie dręczyć się nim przy zgonie.
Ostatnia rozmowa jego z biskupem płockim, którego królowa posłała, aby go namówił do uczynienia rozporządzenia — dobrze maluje ten zbolały stan jego duszy.
Biskup, dobrze wiedząc, jak król lubił cytaty powag i starożytnych pisarzy, wcześnie dobry ich zapas przygotował, aby miał czem namowy swe popierać. Szło o to, aby przekonać, iż zawsze sposobić się należy do nieuniknionego końca, że śmierć nie powinna człowieka nieprzygotowanym pochwycić. Biskup tedy rozpoczął z tego tematu, a Sobieski, który, mimo choroby, całą przytomność umysłu zachował, odparł zaraz innemi cytatami, okazując, że niezawsze Bóg rozporządza życiem królów dla widomego szczęścia krajów, gdyż wyroki jego są niezbadane i nieprzeniknione.
— A! — odparł biskup — my będziemy go tak usilnie błagali! Ja w dyecezyi mojej nakażę modły publiczne.
— Mój księże biskupie — przerwał Sobieski, — wolałbym, ażeby modły nie były nakazane. Siedź tu, będziesz miał potem dosyć czasu siedzieć w Płocku.
— Ale ja się tam nigdy nie nudzę — zawołał biskup, — bo spełniwszy obowiązki powołania, zajmuję się z przyjemnością Św. Ambrożym, Chryzostomem, Platonem i Isokratesem. Dodam tu, iż idąc za
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/377
Ta strona została uwierzytelniona.
— 371 —