raturze był biegłym i bardzo oczytanym, że lubił historyę, a nawet sztuka lekarska nie była mu obcą, że się kochał w rozmowach z uczonymi, których zawsze miewał przy sobie. Cytuje on jedną taką długą rozprawę z Wierzbowskim biskupem poznańskim, Załuskim płockim i innymi duchownymi, tudzież z ks. Votą o siedlisku duszy w ciele. Trwała ta dysputa od trzeciej z południa do siódmej wieczorem, ale ks. Vota zganił ją królowi, bo Sobieski dowcipkował w sposób bardzo swobodny, co zdaniem Jezuity mogło dać powód do zgorszenia.
Tych różnych odcieni charakteru Jana III w jego wizerunkach malowanych i sztychowanych dopatrzyć się trudno. Malarze i artyści w ogóle dają mu fizyognomię bez wyrazu, zawiesistą, zamaszystą, z wejrzeniem spokojnem i śmiałem, dobroduszną, ale nieznamionującą w nim ani genialnego wodza, ani przenikliwego umysłu człowieka, wielostronnie wykształconego.
Wszystkim prawie portretom bohatera zbywa na delikatniejszych rysach, na głębszym wyrazie. Nie znamy ani jednego, któryby odpowiadał wyobrażeniu, jakie sobie z życia jego wytworzyć można. Być może, iż oblicze to chwilami tylko myśl rozpromieniała i podnosiła do ideału, lecz właśnie tych momentów nie umieli pochwycić artyści.
Po śmierci Sobieskiego, królowa nie umiała dokonać tego, co było najgorętszem jej życzeniem.
Zamiast utrzymać się na stanowisku, dała się zepchnąć z niego; wszystko jej się z rąk wyślizgało. Gorszący spór z synem Jakóbem zatruł jej pierwsze wdowieństwa chwile; późna z nim zgoda już wyrządzonej szkody naprawić nie mogła. Nie powiódł się i drugi pomysł owładnięcia Jabłonowskim i panowania z nim razem.
Wyjechawszy później z kraju, Marya Kazimira udała się do Rzymu, i przez czas jakiś żyła tam wystawnie, po królewsku, otoczona Polakami. Razem z nią zamieszkał w Rzymie i ojciec jej kardynał d’Arquien. Przesiedziawszy w stolicy świata lat piętnaście, po śmierci najukochańszego z synów, Aleksandra, wyjechała do Francyi, i zaledwie przybywszy do Blois, zgasła tam dnia 30 stycznia 1716 roku, mając lat siedmdziesiąt kilka do ośmdziesięciu. Zwłoki jej cicho przewieziono do kościoła OO. Kapucynów w Warszawie.