przeciwko czemu protestował prywatnie, obejście się surowe a zimne Sieversa, niedostatek, zależność — przygnębiły ostatecznie nieszczęśliwą ofiarę, już sobą niewładającego króla. Pił wszelki srom, jaki mu podawano. Przyszłość rodziny, przyszłość własna, obawa ubóztwa, czyniły go posłusznym aż do zupełnego obezwładnienia.
„Król — pisze świadek naoczny — przez te kilka miesięcy zestarzał nagle, zbladł, oczy mu zapadły, obudzał swą powierzchownością litość nawet w tych, którzy mu wyrzuty czynili...“
Co rychlej chciał opuścić znienawidzone Grodno. Po drodze goszcząc w Sokołowie u Ogińskiego, płakał nad losem swoim. „Takie jest smutne przeznaczenie moje! — mówił; — pragnąłem zawsze dobra kraju, a wszystko, com zrobił, na złe wychodziło.“
Pod ścisłym nadzorem Sieversa i ludzi, którzy we własnej jego kancelaryi pracując, zdradzali go, powrócił na zamek warszawski.
Pod najściślejszą strażą Igelströma, pod kontrolą każdego kroku i słowa, upłynął czas do rewolucyi Kościuszkowskiej. W jakiem się potem król ujrzał położeniu, gdy powstanie zawładnęło stolicą, jakie czekały go tutaj nowe upokorzenia innego rodzaju, obawy o własne bezpieczeństwo, w chwilach doraźnych kaźni ulicznych wzburzonego ludu, łatwo odczuć i pojąć. Z samego zamku porywano ofiary, nawet przyjaciół jego, których obronić nie mógł.
Zaprawdę nigdy może różnorodniejsze męczarnie nie zmagały się nad jednym człowiekiem. Wczoraj chłodne słowa Sieversa, nazajutrz duma Igelströma, potem urągowisko i samowola Kołłątaja i Konopki. Napróżno król chciał utrzymać powagę majestatu; nie miano dla niege poszanowania.
Tak strzeżony jako zakładnik, aby nie uszedł, przetrwać musiał całą wojnę, aż do zajęcia Pragi i kapitulacyi Warszawy, przyjmując w brylantowym wieńcu przybywającego Suworowa. Na ostatek jechać musiał do Grodna na wygnanie.
Abdykacya, schronienie się do Włoch, za granicę, były na myśli; lecz wykonanie zależało od pozwolenia cesarzowej. W przeciwnym razie groziło ubóztwo. Stary, bardzo stary znajomy, książę Repnin stał na straży przy tym królu bez ziemi.
W Grodnie otaczała go chciwa chleba i zubożała rodzina, wymagająca ofiar, zmuszająca do nich. Dla niej zaprzeć się musiał osobistej godności.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Wizerunki książąt i królów polskich.djvu/452
Ta strona została uwierzytelniona.
— 446 —