Władysław Herman, powołany do rządów po zuchwałym bracie swoim, onieśmielony losem, jaki go spotkał, zdaje się słabością swoją chcieć przebłagać nietylko kościół i duchowieństwo, ale kraj, który poprzednik jego wystawił na ciężką próbę, na hańbę i upokorzenie.
O ile brat był nieugiętym i samowolnym, o tyle on powolnym się być stara i uległym. Buduje klasztory, wyposaża zakony, sam pobożny nadzwyczaj, gdy mu żona nie dawała potomka, szle ofiarę do grobu św. Idziego do Francyi, prosząc o pośrednictwo cudotwórcy. Przypisywano też opiece jego narodzenie upragnionego syna, Bolesława.
Równie jak duchowieństwu, ulega Władysław wodzom rycerstwa swojego, możnym panom, którzy pospołu z duchowieństwem odegrywają znaczną rolę i stają niejako obok panującego. Władza monarchiczna słabnie w rękach jego. Wszystko to, co się dzieje za panowania Hermana, zwłaszcza w późniejszych latach, nie jemu, ale wodzom, szczególniej zaś ulubieńcowi Sieciechowi przypisać należy.