niepozornéj postaci, bladéj, niemłodéj, zwiędłéj od pracy i pokaszlującéj niewiasty w białych osłonkach Siostry miłosierdzia — stał u łóżka, na którém złożono tylko co starego człowieka, wyglądającego tak, jakby za chwilę miał skonać.
Człowiek ten, którego w jakiéjś lichéj gospodzie na gościńcu miłosierny znalazł chłopek i odwiózł do szpitala — stary już był, schorowany, wyżółkły, a sił w nim już ostatek niepotrzebnie przytrzymał resztkę życia, aby cierpiał dłużéj. Ciężki oddech gorączkowy, przerywany kaszlem suchym, świszczącym, poruszał gwałtownie wymęczoną piersią jego, za każdym paroksyzmem kaszlu zimny pot występował mu na pomarszczone czoło i ręce kościste chwytały kołdrę konwulsyjnie, jakby szukały podpory. Obłąkanym wzrokiem to rzucił po sali, któréj zdawał się nie widzieć, to znowu zamykał oczy i jakby gorączkowym snem usypiał.
Siostra Hilarja próżno stojąc przy nim, choć słowo z niego dobyć chciała; dobywały się tylko westchnienia — człowiek ten chciał już umrzeć, a nie mógł.
Obok łóżka, na którém spoczywał, leżały jeszcze nieschowane dotąd węzełki, które z nim przywieziono razem i zrzucono z niego nędzną odzież, gdy szpitalną przywdziewał. Po tych przyborach podróżnych, po wytartym kiju, który chłopek zabrał i złożył razem z rzeczami, poznać było łatwo, że długą przewędrował drogę, nim go tu rozbitka choroba rzuciła na ostatnią skałę, na której miał skonać....
Siostra Hilarja widząc, że sama nie poradzi z nim nic, pospieszyła po lekarza zakładu... Siwy, z krótko ostrzyżoną głowa, okrągły człowieczek przytoczył się do łóżka. Na rumianéj jego twarzy nie malowało się żadne uczucie — obyty był z cierpieniem, jak z koniecznością życia... Przyszedłszy do łóżka stał i słuchał oddechu naprzód, potém rękę wychudłą dobył i choć mu się wyrywała, puls śledził, potém dłoń przyłożył do czoła, głowę do chrzęszczącéj piersi chorego.
Spojrzał na siostrę stojącą w milczeniu i ramionami lekko ruszył. —
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.