Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/105

Ta strona została uwierzytelniona.

o tyle poskutkował, że chory powoli usypiać zaczął... Budził go ów kaszel, lecz i ten zdawał się uśmierzać.
Przez całą prawie noc przesiedziała przy nim troskliwa siostra... nic się jednak w stanie jego nie zmieniło i z rana chory spał jeszcze... Wielkie znużenie natura snem wynagrodzić chciała. Doktór znalazł małe polepszenie...
Dano mu znowu buljonu trochę, próbowano przemówić, głos tylko powieki mu otworzył, ale z ust nie dobyto słowa... Zasnął jeszcze...
Tego dnia właśnie przypadały urzędowe odwiedziny szpitala przez Towarzystwo Dobroczynności, które do utrzymywania jego się przyczyniało. — Chociaż instytucja nie lękała się tego nadzoru w dnie powszednie, zawsze jednak musiano trochę wystąpić przed dostojnymi gośćmi.
Chorzy dostali wszyscy świeżą bieliznę, sale poprzewietrzano staranniéj, aby powietrze zamknięte nie raziło dostojnych nerwów, wszystko przybrało weselsze i świąteczne oblicze. — Siostra Hilarja chciała nieco pokaźniejszym uczynić swojego chorego, lecz stan jego oparł się wszelkim pokuszeniom jéj — a dobroczynnego snu, którym go ratowała natura, niepodobna było przerywać. Została więc ta żółta głowa na białych poduszkach ze swym wyrazem bólu i charakterem, jaki ją wśród innych wybitnie odznaczał... każdy z patrzących uderzonym być musiał twarzą, która myśl uszlachetniła i wyrzeźbiła z niéj typ nad pospolite wznioślejszy. —
Z południa szmer w korytarzach zwiastował odwiedziny zapowiedziane księżnéj, która była protektorką stowarzyszenia, prezesa, który główne w niem zajmował stanowisko i innych członków do komitetu należących. Przełożona sióstr i doktor towarzyszyli oglądającym.
Wszystko się naturalnie znalazło w jak najprzykładniejszym porządku — a pochwały sypały się z ust księżnéj i prezesa.
Więcéj dla formy niż z potrzeby obchodzono sale. Łóżko, na którém leżał wczoraj przywieziony chory, znajdowało się nad samą drogą, którą do następnéj