mniéj zużytych kilka łachmanów i parę książek... Na te rzucił się prezes ze szczególną ciekawością..; Jedna z nich zawierała po włosku Dantego komedję, druga była odwieczną książką nabożną polską — złotym ołtarzykiem. Podpisu na nich nie było żadnego... Zamyślony oddał je nadzorcy i prosił go, aby jeszcze raz mógł chorego oglądać.
Poszli więc do sali.
Prezes zbliżył się na palcach do łoża... lecz znać trafił na rozbudzającego się — bo chory oczy otworzył i już ich nie zamknął. Wlepił je z dziwną zapamiętałością w prezesa. Poruszył się potém na łóżku niespokojny... zakaszlał, a widząc wzrok wymierzony na siebie, ruchem gwałtownym w przeciwną stronę się odwrócił. — Prezes blady i jakby przelękły ujął za rękę ekonoma.
— Kochany panie, jakże się pan nazywa? rzekł cicho odprowadziwszy go do korytarza z mina poważną i zakłopotaną.
— Ecker, proszę Jaśnie wielmożnego prezesa.
— A tak, przepraszam... Kochany panie Ecker, dodał prezes — mam dwa słowa do niego względem tego chorego. Twarz jego jest mi znajoma — człowiek podejrzany, bardzo podejrzany, o występek wielki. Szpital mógłby być w kłopocie z powodu przetrzymywania takiego indywiduum.
Ecker pobladł.
— Otóż z tego powodu — ale niech to zostanie między nami, pan będziesz łaskaw — mówił daléj głosem trochę drzącym — chorego tego kazać przenieść do osobnéj celki. Proszę tylko nie mówić, żem ja to dysponował. Pan znajdziesz powody.
— A tak, jaśnie panie, powody się znajdą — rzekł powolny ekonom.
— Rozumiesz mnie pan — przenieść go do celki osobnéj, nikogo oprócz siostry i doktora tam nie wpuszczać... a gdyby chory wyzdrowiał, nie uwalniać go bez mojéj wiadomości i zgodzenia się..... rozumie pan?
— Ale rozumiem, jaśnie panie — pospieszył eko-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/108
Ta strona została uwierzytelniona.