to rzecz, żeby człowieka w biedzie kto zapraszał do swego domu, powinienbym to ocenić... a taki jestem zepsuty, że podejrzewam szanowną panią o prostą ciekawość i chęć zabawienia się połamanym polyszynelem... Czy już sobie pani co innego nie znajdzie? Ja jestem wcale nie zabawny.
— Ale mój kochany panie Teodorze, przerwała jéjmość śmiało, dla czego przypuszczasz koniecznie, że się tobą chcą bawić, a nie chcesz zrozumieć, że może pragną rozerwać ciebie. — I ja sądzę że nie jesteś zabawny, lecz po prostu mi cię żal.
Murmiński się zmarszczył i rozśmiał.
— Widzi pani dobrodziejka, rzekł — są ludzie co się skarżą aby litość obudzić i lubią by się nad nimi użalano — ja — nie.
— Myślałam, że cię nieszczęścia nauczyły łagodności i wyrozumienia — rzekła doktorowa.
— Nieszczęścia nic nie uczą... oduczają tylko od wiary i nadziei — odparł Teodor. Niech mi pani pozwoli podziękować sobie i odmówić. — Jestem już od salonu odwykły, od towarzystwa, od ludzi.
— Będziemy sami, ja, profesor i pan... nie drożże się, przyjdź.
Murmiński głową potrząsając, widocznie się wzdrygał...
— Na co to się pani zda...
— Żeby waćpana ze zdziczałości i zdziwaczenia wyprowadzić — dodała.
— Mnie to przyjdzie ciężko — odezwał się Murmiński.
— Powinieneś się zwyciężyć — rzekła jéjmość — daj mi słowo, że będziesz.
Murmiński popatrzał na nią długo — wahał się — przykrem mu było to zaproszenie. Doktorowa nagliła.
— Przyjdziesz... proszę.
— Masz pani gusta dziwaczne, rzekł — myślę, że się utrapienie nudzić musisz, kiedy taką niesmaczną jak ja potrawę chcesz mieć u stołu!
Nikogo nie będzie.
— Nikogo nie prosiłam na obiad oprócz was...
— Przyjdziemy — przerwał profesor.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/113
Ta strona została uwierzytelniona.