wiele więc i nie paplą do zbytku... Śpią więcéj i są bardzo zdrowi.
— Tego po panu nie widać! rozśmiała się Tola.
— Bo człowiek jest animal d’habitude odparł Teodor grając ciągle, gorączkowo, chłód i obojętność szyderską. — Wychowany sztucznie i do sztucznego życia, do dobrodziejstw nowego stanu nie umiałem nawyknąć.
— Jest więc nadzieja, że powrócisz do pierwszéj swéj natury — odpowiedziała Tola łagodnie — z serca panu tego życzę...
— Na nieszczęście, rozśmiał się Murmiński — jestem teraz zwichnięty, ani dzikim porządnym być nie umiem, ani cywilizowanym jak należy, nie potrafię... Można mnie w istocie pokazywać za biletami.
Jakie to było bolesne, a sarkazm tego nieszczęśliwego brzmiał tak gorzko, że Toli na łzy się prawie zbierało....
— Przyznam się pani — dodał spiesznie, że w tym stanie przed całym światem bym się nie wstydził wystąpić — ale przed panią... to już ostatni cios, jaki mógł mnie spotkać.... Byłbym został w jéj przypomnieniach młodości jakimś zabawnym blanc bek’iem, a teraz... z tą fizjognomją tragi-komiczną jakiegoś Żyl-Blasa... a! to okropnie....
Tola podniosła oczy....
— Panie Teodorze, odezwała się — miéjże litość nademną, dosyć tych sarkazmów, mówmy serjo.... Byliśmy choć chwilę w życiu dosyć dobrymi przyjaciółmi....
— Ale ja wówczas byłem jeszcze człowiekiem, co umiał chodzić po woskowanych posadzkach, a dziś, pani — a dziś — po błocie mi najwłaściwiéj.... Jakżebyś pani mogła się nawet przyznać do znajomości i — tego, co pani raczysz nazywać przyjaźnią — dla takiéj jak ja istoty....
— Bardzo pan surowo sądzisz o mnie....
— A! nie surowo — zawołał Teodor, ale bezwzględnie.... Pani jesteś oranżeryjną rośliną drogą i pieszczoną, co burzy nie znała nigdy... no — a ja
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/118
Ta strona została uwierzytelniona.