wtarzał głosem przerażenia — złodzieje — zbójcy... oddajcie.
Nikt nawet przypuścić nie mógł, ażeby się rzeczywiście ktoś do chorego zakradł, nie miało by to powodu — a przy nadzorze szpitalnym było niepodobieństwem.
Doktor więc szukał przyczyny paroksyzmu w chorobie saméj, a że ten objaw z całym jéj przebiegiem się nie zgadzał — zachodził w głowę...
W kilka godzin potém nastąpiły konwulsje gwałtowne... a nad rankiem... stary — umarł. — Siostra Hilarja i doktor nieodstępowali ani na krok od łóżka, robiono co tylko uczynić się dało; wszelki ratunek okazał się nadaremnym!...
Doktór z pokorą przyznawał się, że całéj téj słabości nie mógł zdeterminować i nazwać jéj nie umiał — Gdy ciało już ostygało, siostra przypomniała sobie torebkę na szyi i chciała zdjąć dla zachowania, gdyby się krewni i rodzina starego znalazła, — zdziwioną była niezmiernie — widząc, że już na piersiach jéj nie miał. Szukano potém w pościeli, w odzieży, a nareście poprzestano... aby smutnego faktu kradzieży w szpitalu nie rozgłaszać. Siostra tylko szepnęła ekonomowi o tém, wyrażając swe podejrzenie na jednego ze stróżów poszlakowanego już o kilka drobnych takich przywłaszczeń, a ekonom przyrzekł, że go natychmiast oddali. — Jakoż tego dnia domniemany winowajca dostał ze szpitala odprawę.
Ekonom który był woreczek pod poduszką zostawił, biegnąc dla dozoru szpitala gdy się zrobiła wrzawa... sypiał w izbie, w któréj żona jego i dzieci téż dwoje nocowało... Ta żona była to najnieznośniéjsza w świecie istota, i wiele godzin spokojnych zartuwała panu ekonomowi swojemi dziwactwami. Kobieta była nerwowa, grymaśna i gderliwa... Najmniéjsza rzecz, na przykład bułki które ekonom przynosił gdy pozostawały od chorych, gniewały ją jako cudza własność.
— Mówiła mu że wolałaby z głodu mrzéć niż karmić się chlebem z ust chorych i głodnych wydartym.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/128
Ta strona została uwierzytelniona.