broci i rozumu... Mnie tylko nieszczęśliwego z tych ust, któreby z Chryzostomowemi porównać można, spotkało słówko bolesne...
— A! mój mości dobrodzieju! odezwał się prałat — cóż takiego?
Ks. Salwiani z sumieniem nie zwykł był w żadne wchodzić kompromisy.
— Przy stole — księże prałacie — to wspomnienie o méj matce... szepnął wzdychając boleśnie prezes.
Prałat zwolna ujął jego rękę i z łagodną obracając się doń twarzą — odezwał.
— Mój mości dobrodzieju — nieskończenie boleję, bo w istocie ani czas był, ani miejsce potemu, aby się w tak delikatnéj sprawie odezwać. — Jednakże com rzekł, powiedziałem z zastanowieniem i — to jest prawdą!
— Darujesz mi ks. prałacie — gorąco odparł prezes — dałeś się uwieść potwarzy.
— Mój dobry panie, przerwał wolno i spokojnie prałat — mylicie się, wierzcie mi, możecie o tém nie wiedzieć, bo nie przypuszczam, żebyście wiedzieć nie chcieli. Czcigodna ś. p. matka wasza, wyszła w czasie bytności swéj we Włoszech za pana Murmińskiego, znam księdza, który ślub dawał, wiem gdzie i kiedy syn był chrzcony... Rzecz najmniejszéj nie ulega wątpliwości, bom o niéj z własnych ust nieboszczki słyszał i to — kapłańską potwierdzić mogę przysięgą.
Słów tych zaledwie dosłuchawszy prezes się zerwał z kanapy, zburzony i prawie nieprzytomny od gniewu... trząsł się cały.
— Gdyby nawet tak było — zawołał, gdyby tak było, cóż masz waćpan dobrodziéj za obowiązek to głosić? Znakomite familie jak nasza, gdy je spotka podobne nieszczęście starają się je utaić, bodajby największemi okupić miały ofiarami. A wieszże ks. prałat, jakich niecnych środków użyto, aby kobietę zbyt dobrą i słabą, zniewolić do tego ohydnego związku... przez chciwość, przez rachubę... dla pieniędzy...
Prałat wysłuchał cierpliwie.
— Mój drogi panie, ani chciwością, ani rachubą
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.