Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/139

Ta strona została uwierzytelniona.

Ks. Salwiani wstał go odprowadzić, w progu zmierzyli się oczyma, ale prałat się nie zmięszał i na kanapę powrócił. Był to dzień fatalny dla prezesa, pojechał bowiem do — kilku najwyżéj położonych osób, na których wpływ w téj sprawie rachował, jednych nie zastał, drudzy grzecznie się jakoś wymówili, nie chcąc się mięszać do niczego.
Po mieście rozeszły się wieści i plotki szerzone tém żywiéj, iż każdy ma nieprzyjaciół, a nic ludzie chciwiéj nie chwytają nad dowody upadku bliźnich... jakby to ich ułomności usprawiedliwić mogło.
Razem z owemi słowami prałata, puszczono z drugiéj strony nader zręczną ploteczkę o nagłym i bolesnym dla wszystkich umysłowym upadku ks. Salwianiego, który już kilka niedorzeczności powiedzieć miał i widocznie bywał chwilami nieprzytomny.
Z nadzwyczajną ciekawością zaczęli wszyscy śledzić dalszego tego drobnego na pozór wypadku następstwa; przypatrywano się nazajutrz postawie, minie, wyrazowi twarzy prezesa, który zdawał się zupełnie obojętnym.
Z drugiéj strony zagadywano ks. Salwianiego usiłując się dobadać mniemanego upadku na umyśle, lecz prałat pamięć miał bezprzykładną, a żywość, któréjby mu młodsi mogli zazdrościć. — Gdy ktoś Kudełce doniósł, że po mieście się z tém noszą, jakoby stary księżyna zapomniał się i bredził, uniósł się profesor takim gniewem, że się aż z niego naśmiano...
Tymczasem nazajutrz wezwany został prałat do najwyższéj swéj władzy — i uważano, że z pałacu wyjechał zarumieniony i — jak nigdy — poruszony...
Po trzech czy czterech dniach wieść zaczęła się zapominać i na pozór pozostała bez skutków...




Doktorowa znaną była w mieście z dobroczynności, — pomagała biednym chętnie nie tylko pieniędzmi ale dobrą radą. Wiele mając czasu wolnego spełniała to właśnie posłannictwo najrzadsze i najmniéj powabne,