Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/153

Ta strona została uwierzytelniona.

tów... Niema szlachetniejszéj w świecie roli, jak obrońcy uciśnionych...
Dzisiéjszy nikczemny materjalizm tylko może powiedzieć, że słabi nie mają prawa do życia — nauka boskiego mistrza powinna rządzić nami — słabych bronić... złych upokorzyć!
Kudełka aż się rozpłakał, przybiegł do Toli i zaczął ją w ręce całować...
— O! moja droga pani — zaczął gorąco — jaka to pociecha jest posłyszeć jeszcze takie słowa. Jam już o świecie zrozpaczył... Dziś inne mu prawo panuje... 1800 lat uczono nas poszanowania słabych — res sacra miser — sinite parvulos venire ad me — dziś mówią słabym śmierć, silnym życie — i vae victis i chce się umierać, by tego nowego świata nie widzieć!
— Dajmy sobie ręce — przerwała Tola — jesteśmy słabi — lecz walczyć będziemy za sprawiedliwość, za uciemiężonych i pokrzywdzonych... zwyciężym!!
— A jednak — pani moja — rzekł po chwili profesor — po co mu z rąk było dawać te papiery.
— Musiałam przecież je pokazać — gdybym ich była nie dała, byłby mi je wyrwał — przecież nie wahał się mnie rzucającą się w ogień dla wyrwania ich z płomieni, popchnąć tak silnie, żem o mało nie padła...
— I to jest człowiek — rozśmiał się Kudełka — powszechnego używający szacunku, okryty czcią współobywateli — człowiek, któremu płaszczyk cnoty służy do pokrycia...
— Zbrodni! dorzuciła Tola. — To mówiąc zawisła na szyi przyjaciółki. — Droga moja — zawołała... nie płaczmy, ale czyńmy co potrzeba, ażeby... prawdzie dać zwycięztwo. Jest nas dwie słabe kobiety... i jeden...
— Staruszek do niczego! wtrącił Kudełka.
— Tak — ale z nami jest siła sprawiedliwości... Trzeba zedrzeć maskę z tych sykofantów... wołała zapalając się panna... Cicho więc! ani słowa — ale