do czynu!! nie skarzyć się, nie płakać, nie głosić... nie budzić ich czujności — działać trzeba!!
Odwróciła się do Kudełki.
— Czy ks. Salviani wyjechał? spytała.
— Jeszcze nie...
— Polecić mu trzeba wyjęcie urzędowych papierów, on najlepiéj wie gdzie i jakich... Wiele potrzeba pieniędzy... wielekolwiek ich zażąda... ofiaruję... Posłać umyślnie — obmyśl pan środki. Dziś, niezwłocznie — natychmiast.
Kudełka się skłonił, a doktorowa otarła łzy. — — Z ciebie prawdziwa heroina!...
Całe dwa lata upłynęły po opisanych wypadkach — dwa długie lata, które po sobie prawie żadnego nie pozostawały widomego śladu. Często tak zewnętrzna skorupa człowieka pozostaje nienaruszona na pozór, chociaż ją powoli, wewnątrz wykruszają siły, których działanie dopiero w chwili ostatniéj się objawia.
Po pamiętnym dniu tym u doktorowéj — prezes przez tydzień może nie wychodził z domu, — znać obawiał się jakiegoś wybuchu, który wcale nie nastąpił. Mógł sobie nawet wyobrazić, że się go zlękła biedna kobieta i że wszelkich kroków dalszych zaprzestała. — W istocie nic na zewnątrz nie wyszło z tego co uradzono naówczas... Po gromie, który padł tego dnia uroczysta nastąpiła cisza — cisza śmierci i grobu.
Panna Tola wyjechała wkrótce na wieś, Kudełka zakopał się w swoich książkach, ks. Salviani powrócił do Włoch, doktorowa chodziła do kościoła, odwiedzała ubogich, przyjmowała małe kółko znajomych, i tylko się już więcéj u prezesów nie ukazała. Sama prezesowa, piękna owa Żuljetta znać przez męża nie wtajemniczona, pukała po kilkakroć do jéj drzwi, zawsze zbywana grzecznie tém, że pani w domu nie ma. Gdy się spotkały gdziekolwiek; doktorowa jéj widocznie unikała a naglona w rozmowie dała uczuć, że dawne stosunki zostały zerwane. Przyczyny nie mogła odgadnąć pię-