ruszeń przytępił a raczéj zmienił sposób, w jaki się objawiały, ale nie zgasił uczucia. Brał on życie, jakiém ono jest w rzeczywistości, i wierzył w to, że siła woli jest niezmierną dźwignią, dokazującą cudów. Przytomność go nigdy nie opuszczała.
— Zawsze jest jakaś rada — rzekł powoli — nie pytam pana, kto jesteś, ale spytać muszę, co umiesz? co możesz robić? Praca to warunek życia — jesteśmy mu poddani... coś robić potrzeba....
Młody człowiek zamilkł długo i sposępniał.
— Nie umiem nic lub nie wiele — rzekł — do pracy nie bardzo nawykłem. Mogę impetycznie bez przerwy dokazywać cudów przez dwadzieścia cztery godziny, nic nie jedząc i nie pijąc, ale potem muszę czterdzieści ośm leżeć do góry brzuchem... o wytrwałość pan nie pytaj.
— Cóżeś pan robił? zwolna, cicho pytał profesor.
Nieznajomy zamyślił się. — Com robił? powtórzył — paliłem doskonałe cygara, polowałem w Afryce na lwy a w Ameryce na bawoły, w Syberji na sobole, w Polsce z chartami na lisy i zające... piłem wino szampańskie butelkami....
Rozśmiał się, w białe dłonie twarz wcisnął i westchnął boleśnie. Nagle potem podniósł zbladłą twarz i dodał.
— Robiłem coś więcéj... byłem sekretarzem u lorda Persy, lektorem u hrabiny Santa-Anna, buch-halterem w Hamburgu u Neumannów i Spółki, w Paryżu pierwszym komisantem u krawca pod Piękną Ogrodniczką; robiłem wiele rzeczy, ale każdą z nich nie długo... zawsze coś takiego wypadło, że musiałem zawód porzucić. Głupia rzecz życie....
— Trudna! trudna! odezwał się stary wzdychając — ale zkądżeś się pan tu u nas w P... uwziął?
Twarz nieznajomego spochmurniała.
— Albo ja wiem — odezwał się — tak jakoś wypadło, żem sobie rodzinny kraj przypomniał... po trosze mnie pono wezwano, to jest wzywano. Stawiłem się za późno... przybyłem, gdy już nie było po co. Wracać nie było za co i do kogo. Tutaj, u was, żyć
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.