wano, a hałasu i wrzawy narobił nie małéj. Kudełka wcześniéj tego dnia poszedłszy spać, wcale o tém nie wiedział. O dziewiątéj, gdy jeszcze nie ubrany był, zadzwoniono do drzwi.
Prezes majestatyczny, wyprostowany, z namarszczoną brwią ukazał się na progu. Spojrzał na otwierającego mu staruszka, zaledwie skinął mu głową, dobył gazety z kieszeni, wskazał palcem inserat i zawołał głosem groźnym —
— Co to jest?
— To? ogłoszenie.
— Kto to podał?
— Ja.
— Waćpan? Co to ma znaczyć? Nowa intryga czy kalumnia? zawołał prezes, ale jak inne pokuszenia potrafiłem zetrzeć na miazgę, tak i temu podołam.
Kudełka był człek spokojny, podniósł oczy do góry i skłonił się, jakby żegnał prezesa. Ten stał.
— Wytłumaczysz mi pan, co to znaczy?
— O tyle, o ile ja sam to sobie wytłumaczyć umiem — rzekł cicho i bardzo łagodnie profesor, który się wcale nie uląkł groźnego głosu, owszem coś na kształt szyderskięgo uśmieszku sarkastycznego błądziło po jego ustach. Ś. p. pani prezesowa secundo voto Murmińska...
— Co mi waćpan pleciesz? ofuknął prezes.
— To co stoi na kopercie — mówił sobie wolno Kudełka. Ś. p. prezesowa secundo voto Murmińska — powtórzył wyraziście każdą zgłoskę wymawiając — gdy się czuła blizką zgonu, powołała Im. ks. Jeremiego Zaklikę — Panie świeć nad jego duszą — do ostatniéj spowiedzi i wręczenia mu dyspozycji, któréj znać komu innemu powierzyć nie chciała.
Prezes szydersko się śmiał, a Kudełka mówił daléj, nie zwracając na to uwagi.
— Depozyt złożony u ks. Jeremiego nie mógł być wynaleziony po jego śmierci.
— Tak, aleście go sfałszowali — wtrącił prezes.
— To się okaże, to się okaże — spokojnie ciągnął
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/160
Ta strona została uwierzytelniona.