Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

musiały. Tola dopiero usiadłszy do powozu, rzuciwszy się w głąb jego, odetchnęła swobodniéj. Wzruszona ściskała swą towarzyszkę nie mówiąc słowa i łzy płynęły po twarzy... Prawie nie przemówiwszy do siebie dojechały do Kaliska. Tola pozostała zamyśloną i milczącą, doktorowa za to niezmiernie ożywioną z góry obmyślała plan kampanji przeciwko prezesowi, z którym się jeszcze bez walki obejść nie mogło.
Siedząc w ganku oczekiwały aż do zmroku na Murmińskiego. — Zmierzchało już gdy kłus konia dał się słyszeć w dziedzińcu i Teodor wszedł w tém samém skromném ubraniu, w jakim go panie u barona widziały.
— Przebaczy mi pani, rzekł w progu, że się tak stawię po ogrodniczemu. Dwa lata nie ruszałem się nigdzie z tego domku, nikt mnie nie widział, ja nie widywałem nikogo... otwarcie powiem, nie mam się w co ubrać.
— Dajże pokój i nie mów o tém! przerwała doktorowa — siadaj.
Tola z pod chusteczki, którą miała narzuconą na szyję, dobyła pakiet opieczętowany i położyła go przed Teodorem.
W oczach jego łzy widać było i twarz mieniła się wzruszeniem, nie śmiał dotknąć téj spuścizny — patrzał na nią z poszanowaniem, jakby martwa dłoń z mogiły mu ją podawała.
— Za pozwoleniem — odezwała się doktorowa w położeniu pana — wszystko trzeba czynić z rozwagą. Czy nie stósowniéjby było złożyć ten legat w sądzie i prosić o świadków urzędowych przy rozpieczętowaniu?
Tego ja rozstrzygnąć nie potrafię — odparł Teodor — radbym ostatnie wyrazy méj matki jak najrychléj czytać — lecz... któż wie?
Zawahał się... — Jam nie prawnik... ale koperta adresowana jest do mnie... bądź co bądź, naprzód ja wolę matki znać muszę.
Tola patrzała z daleka blada i równie jak on poruszona.