lję... na panicza cię chowali... któż u licha? zapomniałem....
— Nie miałem familji, bom był sierotą.. począł Murmiński — miałem opiekunkę.. ale — dajmy temu pokój. — Cała ta szczęśliwa przeszłość pogrzebiona na wieki wieków.. nie ma co jéj dobywać...
Mimo tego wezwania profesor niespokojny, zatopiony w myślach zaczął się przechadzać po małym ogródku — bijąc z pamięcią, która mu odmawiała posługi. Nieznajomy ironicznie się uśmiechając, ścigał go oczyma i ruszał ramionami.
— Zawsze taż sama — przerwał po milczeniu dłuższém — zawsze ta poczciwa dusza profesora Kudełki, co się to niegdyś sierotami opiekował i latał dla nich żebrać po drzwiach zamkniętych... Nic dziwnego, żem ja z tego wisusa zmienił się na wisielca, staranny profesorze, ale że wy od lat kilkunastu nie zmieniliście się ani na włosek..., to sztuka...
Profesor zdawał się nie słyszeć tego mruczenia, tak był w myślach zatopiony, nagle stanął i jakby — Eureka — wykrzyknął.
— A tak... pani prezesowa Wa....
— Cichoż! cicho! zrywając się z krzesła — zawołał Murmiński — dosyć, profesorze, dosyć tych przypomnień...
— Mój Boże! przecież sam na sam we dwóch jesteśmy... oparł się stary — przecież mam po staréj znajomości niejakie prawo.. przecież znając mnie powinieneś mieć trochę zaufania — przecież ja wiem... byłeś na wychowaniu u prezesowéj...
Murmiński milczał posępnie.
— Tak! tak, doskonale teraz wszystko mi przychodzi na pamięć, choć temu być może lat — z piętnaście. — Jakby wczoraj... Waćpan byłeś ukochanym wychowańcem prezesowej na równi z jéj synem... który sam dziś jest już prezesem... Z początku wychowywaliście się razem... potem tamtego wyprawiono za granicę... waćpan zostałeś jakby dziecię domu... Mówiono powszechnie, że prezesowa tak się do Todzia przywiązała, iż pewnie mu los obmyśli...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Z życia awanturnika.djvu/18
Ta strona została uwierzytelniona.